wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 9

Rozdział 9 "Dobranoc wszystkim!"

Perspektywa Rydel
Rocky wbił do mojego pokoju. - Siostra wiesz jak ja Cię kocham? - Spytał.
- Czego chcesz braciszku? - Odpowiedziałam mu tym samym.
- Zamień się pokojami. - Co? Miałabym mieszkać z Ellingtonem?
- A co na to Vera? - Odwróciłam się do niej i błagalnym wzrokiem patrzyłam, aby się nie zgodziła.
- Mi to nie przeszkadza. - Rzekła z chytrym uśmieszkiem.
- Wredna jesteś. - Powiedziałam, ale ją przytuliłam. - Dobranoc wszystkim! - Po tych słowach oddaliłam się wreszcie, słyszałam tylko jak mówią mi krótkie "dobranoc" i już potem cisza. Bardzo podejrzana cisza... czemu ja nigdy nie znajdę sobie chłopaka? Może oswoję sobie jakieś dzikie zwierze, będzie mnie broniło przed tymi gamoniami. Weszłam wreszcie do pokoju moich braci i ujrzałam tam, o dziwo porządek. - Huragan tu przeszedł? - Zapytałam zdziwiona, Ell uniósł głowę znad gazety i spojrzał wokół.
- Może, a co nie podoba Ci się? - Uśmiechnął się lekko.
- Zaraz... ty czytasz? To ty jednak umiesz czytać! Kurde wiszę Rockyemu 5$... - Zaśmiał się.
- Ej! - Powiedział po chwili ciszy i tym razem to ja się zaśmiałam, podeszłam do jego łóżka i poczochrałam mu włosy, oraz ułożyłam się obok niego. On objął mnie ramieniem.
- Zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień. - Oznajmiłam i delikatnie zamknęłam oczy. Wtulona w niego zasnęłam pod wieczór. Pora w tym lesie była naprawdę łudząca, jak wyszliśmy z niego była dopiero 18.
Zbliżała się noc, więc poszłam do łazienki, już ustaliliśmy z Ell'em kolejność. W sumie on nie miał nic do gadania po prostu ja idę pierwsza i koniec. Kiedy już wyszłam to on szybko wbiegł jakby go Demon gonił, zachichotałam lekko. Biedaczek, będzie miał szansę tylko rano, bo ja lubię spać do późna. Wskoczyłam pod pierzynę i ułożyłam się do snu. Byłam przyzwyczajona do hałasu kiedy zasypiam, bo chłopacy lubili buszować do rana, nawet jak następnego dnia mieliśmy koncerty, ale oni dawali sobie radę... zaraz, zaraz. - Ell do mnie! Już! - Wrzasnęłam na cały Instytut, a on wybiegł jakby miało się palić. Był bez odzienia, jedyne co go zakrywało to ręcznik owinięty wokół pasa i drugi na włosach. Miał co pokazać, jego klata nie była najgorsza, ale nie teraz o tym.
- Rany kobieto co jest? - Zapytał.
- Koncert, który mamy za tydzień. Ktoś o nim pomyślał? Musimy się przygotować, od jutra oznajmiam stan prób na występ. Przekaż reszcie. - Kiwnął głową i wrócił do łazienki, po 10 minutach wyszedł już ubrany i też poszedł do swojego łóżka, które było blisko mojego, oddzielało nas tylko biurko nocne, co prawda te wyra były też normalnie na dwie osoby, a gdyby je połączyć zmieściłaby się tu pewnie większość naszej rodzinki, więc nie rozumiem trochę tego. Zawsze byłam przyzwyczajona, że zasypiam w swoim różowym królestwie w hałasie, albo u mnie w objęciach Ella. Często spaliśmy razem i nikomu to nie przeszkadzało, bo wiedzieli, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. I tak miało zostać, na zawsze. Zamknęłam oczy, ale sen nie przychodził. Dalej byłam zmęczona tym wszystkim. Jestem Nefilim, cała moja rodzina jest, szkoli mnie mój własny brat, a ten młodszy niedawno wyszedł nie wiadomo gdzie i myślał, że ja się martwić nie będę czy co? Patrzyłam się na ten sufit i za Chiny nie mogłam zasnąć. - Ell wiesz jak ja Cię bardzo, bardzo kocham? - Powiedziałam przesłodzonym głosem.
- No chodź tu. - Rzekł z uśmiechem, a ja się wbiłam pod jego pierzynkę i wtuliłam w niego.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Na zawsze. - Powiedziałam i wreszcie sen przyszedł. Powoli odpłynęłam, nie słyszałam już co do mnie mówi. - Mhm. - Odparłam cicho i w końcu usnęłam.
Obudziłam się w ciepłych objęciach Ell'a, który jeszcze spał. Spojrzałam na niego, włosy miał rozczochrane, które układały się w artystyczny nieład, nagle poczułam jak powoli się budzi. Nie wiedziałam czemu, ale udałam, że nadal śpię. Poczułam jak brunet się uśmiecha i całuje mnie w czoło. Nic jednak nie powiedział, tylko udał się do innego pomieszczenia, zapewne łazienki. Po 10 minutach wrócił i znów ułożył się obok mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w niego i zaciągnęłam zapachem jego perfum.

*Perspektywa Veronici*
Obudziłam się dość późno, na łóżku obok leżał Rocky, po chwili sobie przypomniałam co się wczoraj działo. Postanowiłam, więc poszukać sobie zajęcia i wtedy wpadłam na pomysł! Zabrałam ze sobą kilka nieprzeczytanych mang i laptopa. Pierw odpaliłam kilka stronek i sprawdziłam jakieś anime, jakie mogłabym obejrzeć. Naruto całe widziałam, Bleach też, Fairy Tail, Shingeki no Kyojin, Ao No Exorcist... "Ja już wszystko oglądałam?" Spojrzałam do pewnego dokumentu na kompie i ogarnęłam jeden tytuł. Kuroko No Basket... postanowiłam włączyć to. Po 3 godzinach oglądania bez przerwy Rocky się obudził. - O hej. - Przywitałam się z nim nie odrywając wzroku od ekranu. To anime było zajebiste! Spodobało mi się od pierwszego odcinka a Kurokoś był słodki.
- Siema. Co oglądasz? - Zapytał.
- Wiesz co to anime? - Spojrzałam na niego, po jego minie zorientowałam się, że nie kuma. - No cóż... to jest... Serial animowany, który pochodzi z Japonii. - Kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Czyli bajka? - Znów zadał pytanie, a we mnie się zagotowało. Delikatnie odstawiłam laptop, z zatrzymanym Kuroko No Basket, na biurko.
- Ja Ci dam bajkę! - Wrzasnęłam i się na niego rzuciłam, ten przerażony nic nie zdążył zrobić. Leżałam na nim i okładałam go poduszką, a ten się śmiał. - Oj nie będzie Ci do śmiechu... - Warknęłam i z niego zeszłam. Postanowiłam się do niego już nie odezwać póki nie przeprosi, znów włączyłam sobie anime i zagłębiłam się w fabule. Nie lubiłam Kise i Aomine, jakoś mi się nie spodobali.
- Hej Vera. - Odezwał się po chwili ciszy, ale ja milczałam. Oglądałam na słuchawkach, podgłośniłam tak, że go nie słyszałam. Mówił coś, ale do mnie te słowa nie docierały. Nagle poczułam dziwne uczucie w okolicach żeber. Ten debil zaczął mnie łaskotać, mimowolnie zaczęłam się śmiać. Odstawiłam znów komputer i wyjęłam słuchawki. - Odezwiesz się do mnie? - Spytał z chytrym uśmiechem.
- Nawet... hahaha... o tym... hahahahaha.... nie myśl. - Odparłam przez śmiech.
- O no cóż w takim razie, nie przestanę. - Kontynuował swoją czynność.
- No... no dobra! - Krzyknęłam, łapiąc oddech, a ten przestał. Trzepnęłam go poduchą tak mocno, że spadł z łóżka, ale w ostatniej chwili brunet złapał się mojej nogi przez co spadłam razem z nim. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. - Ty debilu. - Oznajmiłam cały czas się śmiejąc.
- Ja? To ty mnie zrzuciłaś. - Powiedział.
- Tak zwal na mnie. - Odparłam kiedy już się trochę uspokoiliśmy.
- No, a czemu nie? - Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale jak spojrzałam mu w oczy to utonęłam, a jego oddech, który mieszał się z moim dodatkowo otępiał moje zmysły. "Hej stop! Masz chłopaka!" Odezwał się głos w mojej głowie, mimowolnie zeszłam z mojego przyjaciela i pomogłam mu wstać. Wzrok miałam spuszczony i byłam cała czerwona.
- Przepraszam. - Rzekł tylko i wyszedł ode mnie, a ja zostałam tu sama. Opadłam bezwładnie na łóżko, na szczęście poduszka leżała tam gdzie miała upaść mi głowa, bo materac był strasznie twardy.
___________________________________
Oto i już jest 9 rozdział, który jest... taką odskocznią od problemów naszych bohaterów. To znaczy nie, Rocky dalej ma problemy, ale on się nie liczy xDD dobra nieważne. Dodaję ten oto 9 i zabieram się za 10! ^_^

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 8

Rozdział 8 "To moja rodzina."

*Perspektywa Ellingtona*
Wieczorem zdjąłem soczewki i uświadomiłem sobie, że minęły dwa tygodnie i nie nadają się do ponownego użytku, akurat one były ostatnie i nie miałem kiedy iść sobie kupić, ponieważ dość dużo się działo. Rano przyjrzałem się sobie w lustrze, wyglądałem co najmniej strasznie, na szczęście Bane nauczył mnie maskować to za pomocą czarów. Kilka sprawnych ruchów dłonią i miałem piwne oczy, wyszedłem wreszcie do kuchni w Instytucie i ujrzałem tam całą rodzinkę. - Hejka co tam? - Przywitałem się z uśmiechem.
- No hej. Co dzisiaj robimy? - Zapytał Ross.
- Jak to co? Wybieramy się do Idrisu, macie godzinę. - Rzekł Magnus i udał się do swojego pokoju. - Aha Ellington, chodź na chwilę do mnie. - Poprosił, a ja zrobiłem co mi kazał.
- Co chciałeś? - Spytałem.
- Muszę Cię nauczyć otwierać Bramy, ponieważ nigdy nie wiadomo kiedy ta zdolność Ci się przyda. Cóż niby jest to trudne, ale jeśli będziesz słuchał to myślę, że się uda. - Wytłumaczył, a ja kiwnąłem głową ze zrozumieniem. Zaczął mi mówić jak otworzyć Portal i co do tego jest potrzebne... - Najważniejsze jest to, aby móc się skupić. Bez tego nie otworzysz dobrych drzwi jasne? Więc albo ten kto przez nie przejdzie dojdzie nawet na drugi koniec świata, albo już na zawsze zagubi się między wszystkimi wymiarami, lub nawet przejdzie do wymiaru demonów. - Słuchałem go cały czas w czasie kiedy ten mi to tłumaczył. W końcu po godzinie otworzyłem własną bramę, z trudnością...
- No. To możemy jechać! - Rzekł z uśmiechem czarodziej, a ja poszedłem na dół. Wszyscy już tam czekali. - Dobra, po drugiej stronie jest mój przyjaciel i czeka z otwartą Bramą. Idziemy? - Oznajmił Magnus i wszyscy kiwnęli zgodnie głowami, Bane otworzył Portal i wszedł w niego pierwszy, następnie Ross, Riker, Rocky, Vera, Ness, Noah i na końcu ja.  Idris wyglądał pięknie, nie mogliśmy się nadziwić. Łąki, jeziora, lasy, wszystko. Takie piękne i zadbane, najróżniejsze rodzaje drzew, krzewów i kwiatów. Patrzyłem na to z rozdziawionymi ustami, zresztą nie tylko ja. Wszystkim zaparło dech w piersiach, prócz Rikerowi, ja tutaj byłem drugi raz w życiu.
- Pięknie co nie? - Spytał z uśmiechem.
- Jeszcze piękniej niż pamiętam. - Oznajmiłem, a on się lekko zaśmiał. Blondyn ruszył w stronę miasta, które z oddali wyglądało jakby było zrobione ze światła, Słońce sprawiało, że wieże mieniły się różnymi kolorami tęczy. Po około pół godzinie dotarliśmy na obrzeża tej pięknej metropolii. Z bliska to wyglądało wspaniale. Szklane wieże ustawione w rogach, grube, piękne mury również wykonane z materiału podobnego do tego, z którego zostały zrobione wieże.
- Te mury zostały zrobione z adamasu, boskiego materiału prosto z Nieba. - Wyjaśnił Rik. - Witajcie w Alicante, mieście Nocnych Łowców. - Oznajmił kiedy przekroczyliśmy granice. Wszyscy byli zachwyceni tym widokiem, nawet ja. Dopiero po raz pierwszy wszedłem do tego miasta, poprzednio byłem tutaj tylko po to, aby załatwić kilka mniej ważnych spraw. - Ja muszę zobaczyć się z Clave. Może wiedzą coś czego my nie wiemy. Rozgośćcie się w tym mieście. Ryland was odprowadzi do Kwatery Głównej Nocnych Łowców. - Powiedział i oddalił się od nas. Najmłodszy pokazał nam gestem ręki, abyśmy poszli za nim i ruszyliśmy. Wszyscy podczas drogi zadziwialiśmy się wyglądem tego miejsca. Miasto wyglądało jak z innej epoki. Domy z kamienia, wieże, na które nałożone były czary ochronne, przez co Demony nie mogły się tu dostać, stragany różnego rodzaju, główny plac z posągiem na środku, który przedstawiał Anioła Razjela. Przeszliśmy przez centrum miasta i po kilku minutach drogi dotarliśmy wreszcie do miejsca gdzie przez najbliższy czas będziemy mieszkać. Magnus już dawno od nas się oddalił.

*Perspektywa Rossa*
Nocni Łowcy odpowiedzialni za rozdzielenie pokoi dali nam 3 dwu-osobowe. Ja wylądowałem z Rikerem, Rocky z Ellingtonem, a Rydel z Veronicą. Najstarszy odesłał Rylanda do domu z kwitkiem, mówiąc mu, że to niebezpieczne, ale wątpię, żeby on po prostu odpuścił. To w końcu nasz brat, jeden z Lynchów. Skoro o tym mowa to Rika gdzieś wywiało, bo jego posiedzenie z Clave już dawno się skończyło... poszedłem do łazienki, bo powoli robiło się późno, wziąłem prysznic i wróciłem do siebie z ręcznikiem owiniętym wokół pasa i wycierając mokre włosy. Nagle na swoim łóżku zauważyłem kartkę, Rikera dalej nie było, więc z czystej ciekawości wziąłem ją i przestudiowałem dokładnie. Było na niej napisane coś dziwnego.
"Okłamywano Cię przez całe życie Ross. Chcesz poznać prawdę? Spotkaj się ze mną. Sam. Bez twojego rodzeństwa i zaprzyjaźnionego czarownika. Czekam na Ciebie w lesie jak już skończysz brać prysznic.
PS. Nie pochlebiaj sobie nie podglądałem Cię."
Pismo było staranne i widać było, że wykonane stanowczą oraz silną ręką. Postanowiłem nie ignorować tego i szybko odłożyłem wiadomość na stolik nocny, oraz poszedłem się ubrać. Włożyłem na siebie strój bojowy i wziąłem trochę broni na wszelki wypadek. Narysowałem sobie kilka znaków stelą i schowałem ją za pas, oraz wyskoczyłem z okna. Nie było to wysoko, ale normalny człowiek na pewno by się połamał. Poszedłem szybkim krokiem w stronę lasu, nie miałem pojęcia czy ktoś za mną idzie, ale nic nie słyszałem, więc miałem nadzieję, że jestem sam. W końcu dotarłem na miejsce, było dość ciemno. Na kartce znajdował się dokładny rysunek gdzie tajemniczy nadawca powinien na mnie czekać. W środku lasu był pewien grobowiec podobny do Stonehenge, dwa pionowe głazy, a na nich jeden wielki, które razem tworzyły coś na wzór bramy. Przeszedłem przez nią i poczułem dziwne mrowienie na całym ciele. Rozejrzałem się w okół, ale wszystko poza obrębem grobu było zamazane, jakbym zaglądał przez taflę wody. Nie poddałem się jednak i wyciągnąłem broń. - Nie próbuj, na nic się nie zda. - Oznajmił męski głos, po chwili czarny cień pojawił się przede mną, podszedł bliżej tak, że światło księżyca ukazało jego silną, wysoką sylwetkę z uśmiechem na twarzy, miał srebrne włosy, przeraziłem się, w jego oczach było coś... demonicznego. - Seraficka broń tutaj nie zadziała. - Znów się odezwał, przełknąłem głośno ślinę. - Nie bój się Ross. Nic Ci nie zrobię, chcę tylko porozmawiać. Odłóż broń. - Jego głos był delikatny, ale jednak brzmiał jakby ktoś rysował drutem po szybie, mimo to postanowiłem schować nóż za pas i wysłuchać co ma do powiedzenia.
- Po co była ta wiadomość? Nie mogłeś po prostu przyjść do mnie i tam porozmawiać?
- Niestety... nie jestem zbyt mile widziany przez twojego brata, w ogóle przez całe Clave, w Alicante, więc postanowiłem Cię zwabić tutaj, abyś poznał prawdę. Swoje przeznaczenie.
- Nasze przeznaczenie jest takie jakie wybierzemy. Nie jest z góry przesądzone przez jakiegoś siwego starca. - Przez jego twarz przebiegł cień irytacji, ale wyraz twarzy się nie zmienił. Nadal gościł na nim łagodny uśmiech, który w ogóle nie pasował do postury tego człowieka, który po chwili się poszerzył.
- Wybacz, że się nie przedstawiłem. Jestem Valentine Morgenstern. - Teraz przeraziłem się jeszcze bardziej. Riker coś mi o nim mówił, podobno zmieszał swoją krew, z krwią demonów, chce zapanować nad Clave, bo uważa, że ono jest zepsute. W środku się bałem, ale na zewnątrz nic nie pokazałem.
- A tak. To ty jesteś tym Nefilim, który zmieszał swoją krew z krwią demonów i chce zawładnąć nad Clave, oraz ten co założył Krąg? Czytałem to w książce... autorka idealnie oddała twój wygląd. - Zdziwił się, widocznie nie spodziewał się takiej odpowiedzi, myślał, że się przestraszę, albo będę próbował go zabić kiedy ten powie mi najgorszą prawdę o mojej rodzinie? Ale ja o nich wszystko wiem.
- Cóż... wiedziałem, że Cassandra napisała jakąś książkę. Nie ważne. Chciałem Cię tu sprowadzić, abyś poznał...
- Najgorszą prawdę o swojej rodzinie? Nie dzięki, wiem już wszystko. - Wszedłem mu w słowo, tym razem zdziwienie na jego twarzy było ogromne. - Nie jestem Lynchem, to znaczy mam tak na nazwisko, ale tamci to nie jest moja rodzina. Tylko ja, Stormie i Mark o tym wiemy. Jednak oni nie muszą, myślą, że jestem ich bratem i niech tak pozostanie. Nie przeszkadza mi to, że nie mamy wspólnych rodziców. To moja rodzina i nie mam żadnej innej. Ponoć urodziłem się w sławnej rodzinie Nocnych Łowców, ale potem mój ojciec został zmieniony w Likantropa, przez jakiegoś dzikiego wilkołaka, który go zaatakował, gdy ten próbował go powstrzymać, gdyż wielokrotnie złamał prawo. Wiem o sobie wszystko. Nie zaskoczysz mnie. - Zamurowało go, ale po chwili jego twarz znów wykrzywiła się w grymasie złowieszczego uśmiechu.
- Dobrze, więc nie mam Ci już nic do przekazania. Przykro mi z powodu ojca, ale takie rzeczy się zdarzają. - Orzekł, zdziwienie zniknęło, ale już się nie uśmiechał. - Chciałbyś pewnie poznać mój plan? Cóż... nie mam zamiaru wzywać jakiś wielkich demonów. Nie są oni mi potrzebni, Razjel też mi się nie przyda. Mam inny, bardzo ciekawy plan. Potrzebuję do tego Kielich Anioła. - Rzekł, ale nic więcej nie zdradził. - Aha. Mam nadzieję, że twój spaczony ojczulek już gnije obok jego stwórcy. - Zaśmiał się po tych słowach, a ja nie wytrzymałem i rzuciłem w niego jednym z noży, ale jego już tam nie było... czar zniknął, mogłem spokojnie dostrzec wszystko poza obrębami tego miejsca, w którym stałem. Wkrótce kiedy podniosłem broń podbiegła do mnie reszta rodziny. Mojej rodziny.
- Nigdy więcej mi tego nie rób! - Oznajmiła Delly i się na mnie rzuciła. Zaśmiałem się delikatnie.
- Gdybyś nie zostawił tej kartki nigdy byśmy Cię nie znaleźli. Z kim rozmawiałeś? - Spytał Riker.
- Z Valentinem. Nic ciekawego mi nie zaoferował. Nigdy bym się od was nie odwrócił, jednak jest szybszy niż myślałem. - Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Co on planuje? Powiedział Ci coś? - Spytał.
- Tylko tyle, że planuje zrobić coś z Kielichem. Nie mam pojęcia co. - Po tych słowach usłyszeliśmy krzyk kobiety... ale inny niż taki, który by wołał o pomoc. Źrenice Rikera się rozszerzyły. - Banshee. - Spojrzeliśmy na niego pytającym wzrokiem. - To dusza, która trafiła do Piekła, też jest rodzajem demona, potrafi przejąć władzę nad ofiarą, taka osoba jest już stracona, ale potrzebuje na to dużo czasu. Zanim do końca przejmie nad nim kontrolę można go jeszcze ocalić. - Wyjaśnił blondyn, a my dobyliśmy broń. - Przed tym jak wejdzie w kogoś z was musi się skupić, więc uważajcie. Rozpoznacie je. Kobiety z latającymi włosami, w długich sukniach. Postarajcie się załatwić je na pierwszym miejscu. - Kiwnęliśmy głowami ze zrozumieniem. Wkrótce byliśmy oblegani praktycznie z każdej strony, nie było szans na ucieczkę, ani tym bardziej na wygraną w tej walce. - Ktoś musi się skontaktować z Ness i Sel, które są w Instytucie! - Oznajmiłem. - Ell idź ty! Zmień się w coś, zrób cokolwiek, Bramę otwórz, ale idź im przekaż, że Valentine nie chce wezwać Razjela. Poproście o pomoc Clave. Postaramy się tu utrzymać jak długo możemy. - Rzekł Rik i już po chwili zaczęła się walka. Staraliśmy się ochronić bruneta, który już po chwili przekroczył Bramę, a ona się za nim zamknęła, jednak zanim to się stało kilka Demonów wdarło się do niej. - Spokojnie, jeśli przeniósł się do Instytutu to te dusze tam spłoną. - Rzekł i rozpłatał ciało kolejnego pożeracza. Rodzai demonów było tu mnóstwo, Riker pewnie sam nie rozpoznawał wszystkich. Jednak najwięcej znajdowało się tu głupich Pożeraczy, którzy nie stanowili dla nas zagrożenia. W tłumie zauważyłem pewną kobietę, to pewnie była Banshee. Spojrzała na mnie, jej oczy były hipnotyzujące... jakbym odchodził do innego wymiaru. Opierałem się jej mocy i sięgnąłem do najbliższej broni oraz przebiłem na wylot pierś Demona. Padła na ziemię, a jej ciało zniknęło. Czułem się dziwnie, ale czułem również, że jej moc ze mnie ulatuje. Fala ulgi zalała moje ciało i wkrótce znów przyłączyłem się do walki. Widziałem jak Rocky razem z Ellem na zmianę zabijają po kilka demonów. - 21 - Wykrzyknął długowłosy.
- Co z tego? Ja już mam 23! - Oznajmił mu przyjaciel i właśnie wystrzelił kulę ognia, która zabiła następnego. - 24. - Uśmiechnął się. "Debile... ale to moi bracia." Pomyślałem i znów zagłębiłem się w tym co się działo. Rozpłatałem już niezliczoną ilość przeciwników, czułem się niesamowicie, rozpierała mnie energia. To tak jakbym był na haju, ale takim... bitewnym haju. Nagła fala radości mnie zalała, oraz miałem niesamowity ogrom energii, czułem się jak w swoim żywiole. Nie chciałem przestawać, co prawda walki nie było widać końca, ale ja i tak czułem, że to wszystko za chwile minie. Starałem się zabić jak najwięcej przeciwników, migające przed moimi oczami sylwetki moich braci wydawały się jakby też nie mieli ochoty przestawać. To uczucie było niesamowite, ale czułem, że jeśli minie to nie będzie mi tego brakować. Taki narkotyk, od którego niełatwo jest się uzależnić... W końcu zauważyłem jak nadciągają posiłki od Clave, wszyscy ruszyli na nich. Było ich około 50, ale wystarczyło. Po 30 minutach ostatni Demon padł na ziemię. - Zabiłem 69. - Oznajmił Ell z szerokim uśmiechem na twarzy, Rocky też mało co się nie zaśmiał.
- A ja 68... dzisiaj wygrałeś. - Ratliff pokazał mu język, a ten się odwdzięczył tym samym.
- Pójdę ich ogarnąć. - Powiedziała Delly i zdzieliła każdemu w łeb. - Zabiłam 70, wygrałam, a teraz do domu pajace jedne! - Wrzasnęła, a ci przygaszeni posłuchali się jej i smutni wrócili wreszcie do mieszkania.
- Ross Shor Lynch, będziesz musiał zostać przesłuchany przez Clave z tego co wiesz. - Zwrócił się do mnie jeden z Nefilim.
- Z kim mam przyjemność? - Spytałem.
- Kyle Evans. - Kiwnąłem głową i ruszyłem do Alicante. - Dobra ekipa! Zbierać się! Teren zabezpieczony, Valentine zniknął! - Krzyknął do nich i wszyscy Nefilim w mgnieniu oka ruszyli za nami w kierunku szklanego miasta.
____________________
Tam dara dam tam daaaam! Dodałam rozdział. Fajny? Mnie się nie podoba. ZDECYDOWANIE ZA KRÓTKI! Miało wyjść ponad 3 tysiące słów, a wyszło 2333 ;-; załamię się, ale idę myśleć nad kolejnymi xDD nwm co jeszcze zrobię ^_^
Miłego czytania i do napisania koffani 3:)

środa, 18 czerwca 2014

Next...

Ooo pokażę Żelkowi te podziękowania ^^ co do nexta to już go piszę, ale kiepsko u mnie z weną xD dobra postaram się coś zrobić :P

Do napisania moi kochani! Rozdział będzie długi :3 ^^