Uwaga! Rozdziału dziś nie dodam, ale może jutro wysmaruję :3 Pojawiła się ankieta, która jest o tu ----->
:3 proszę o głosowanie w niej i ocenianie wyglądu bloga.
Przygotowała go dla mnie Żelko Jadek, której serdecznie za to dziękuję, a wy też może jej podziękujcie? Chciałabym tu zobaczyć 5 komciów z podziękowaniami dla Żelka :3
Co do tego wyżej, czyli rozdziału. Dam wam małą zapowiedź, oczywiście krótką!
Byliśmy oblegani praktycznie z każdej strony, nie było szans na ucieczkę, ani tym bardziej na wygraną w tej walce. - Ktoś musi się skontaktować z Ness i Sel, które są w Instytucie! - Oznajmiłem. - Ell idź ty! Zmień się w coś, zrób cokolwiek, Bramę otwórz, ale idź im przekaż, że Valentine...
Tak wiem, cholernie to krótkie, ale chodzi mi o to, aby zbudować napięcie. Jest to scena przed walką kiedy nasza ekipa w poszukiwaniu Valentina w Idrisie gubi się w lesie... ale nie przez przypadek. Morgenstern to zaplanował i nasłał na nich grupę Demonów. Jak nasi przyjaciele z tego wyjdą? Dowiecie się w następnym rozdziale. :3
Do napisania kochanieńcy! :*
poniedziałek, 26 maja 2014
sobota, 24 maja 2014
Rozdział 7
Rozdział 7 "Witaj w Mieście Kości"
*Perspektywa Rocky'ego*
Poszliśmy do Instytutu razem z resztą Nefilim obecnych na KCA. Całą grupą postanowiliśmy wejść do Miasta Kości, aby móc się bronić na wszelki wypadek. Poszliśmy do biblioteki gdzie znajdowało się coś co oni nazywali Bramą... - Po prostu pomyślcie gdzie chcecie się znaleźć i tyle. Pamiętajcie, aby myśleć tylko o tym miejscu. Nie możecie być rozproszeni jasne? No to krótki trening mamy za nami. Patricia, James, możecie iść pierwsi? - Kiwnęli głowami i ruszyli powoli w wodnistą przestrzeń, potem wszedł Ell, następnie Delly, Ross i przyszła moja kolej. - Hej... wszystko będzie dobrze. - Rzekł Rik, chyba zauważył, że się denerwuję. Uśmiechnąłem się tylko do niego i skupiłem się na wejściu do Miasta Kości i wszedłem... Czułem dziwne mrowienie na całym ciele, czułem się po prostu... dziwnie, nie do opisania, inaczej. Jakbym nie był sobą, jakbym opuścił moje ciało. Po chwili jednak znalazłem się przed wejściem na cmentarz, czekali tam na mnie wszyscy już, a w pewnym momencie pojawił się Riker, a potem reszta. Zauważyłem drugą Bramę w murze, która zniknęła po chwili. Starszy blondyn otworzył wejście i weszliśmy. Czekaliśmy chwilę przed kurhanem i w końcu pojawił się ktoś z zaszytymi ustami, w kapturze. - Witajcie. - Powiedział do nas, ale... w myślach. - Zapraszam was do naszej siedziby. - Oznajmił i wszedł do tego budynku, a reszta za nim, ja również, schodziliśmy po schodach i w pewnym momencie Ross się potknął.
- Cicho. - Rzekła Patricia. - Obudzisz zmarłych. - Oznajmiła, a blondyn się przeraził. W końcu doszliśmy do korytarza i idąc nim trochę przeszliśmy przez fragment gdzie była ogromna dziura. Zatrzymałem się na chwilę, a Riker obok mnie.
- Witaj w Mieście Kości. - Powiedział, a ja chciałem zobaczyć tam dno, jednak zamiast tego ujrzałem coś strasznego... natychmiast od tego odszedłem i wróciłem do reszty. - Legendy mówią, że gdy spojrzy się na dół widzi się swoje przeznaczenie. - Rzekł mrocznym tonem, a zaraz potem się zaśmiał. Mi nie było do śmiechu... widziałem coś potwornego, coś co nie mogło się wydarzyć. Uspokoiłem się i szedłem dalej za nimi. W końcu doszliśmy tak jakby do głównej komnaty... Na ścianie wisiał ogromny miecz, to chyba był Maellartach. - Wszystko jest w porządku? - Spytał się Riker Cichego Brata, ten chyba odpowiedział tylko jemu, bo ja nic nie usłyszałem. - A Kielich? Wiecie gdzie on jest? - Ponownie zadał pytanie.
- Gdzie jest Kielich wie tylko jedna osoba. Valentine. Dary Anioła przeniesiono tu tuż po jego zdradzie, do tej pory nie wiedział gdzie on jest, ale wykradł go. Nie wiem jak mu to się udało, musiał mieć tu szpiega. Niedawno jeden z naszych więźniów uciekł. - To chyba była najbardziej wyczerpująca wypowiedź tego Brata. Rik tylko kiwnął głową.
- Zaraz jak to uciekł? - Zdziwił się ktoś w pewnym momencie. Spojrzałem na tą osobę, była to Selena Gomez. - Przecież to najlepiej strzeżone więzienie, stąd nie da się uciec. Jest lepiej strzeżone niż Azkaban w Harrym Potterze. - W sumie z tego co słyszałem to była racja, więc... jakim cudem ktoś stąd uciekł?
- Są czary potężniejsze od naszych i doświadczony czarodziej może oszukać nas, jednak wymaga to od niego wielkiej mocy i wielu lat treningu. - Rzekł Cichy Brat do nas.
- Czyli musimy teraz odnaleźć Kielich, albo zabezpieczyć pozostałe Dary? - Spytał Ross.
- Nie jest to, aż tak konieczne. Bez naszej interwencji Morgentsern nigdy nie dowie się gdzie jest lustro, a podejrzewam, że jemu zależy na wezwaniu Razjela, jednak nie wiem w jakim celu. - Wydedukowała Patricia.
- A co jeśli on po prostu chce udaremnić nam wezwanie Anioła? - Spytałem.
- A czemu miałby to robić? - Zdziwiła się Veronica. Riker się spiął, a ja trochę się zdenerwowałem.
- Nie wiem... nigdy nic nie wiadomo, trzeba przyjąć wszystkie scenariusze, nieprawdaż? - Powiedziałem, reszta zgodziła się ze mną.
- Dobrze. Kilku Łowców tu zostanie, a my małą grupą ruszymy do Idrisu i znajdziemy Lustro, aby móc je ukryć przed Valentinem. - Oznajmił Riker.
- Ja, Patricia i kilku innych Nefilim zostaniemy.
- Dobrze. Veronica, Rocky, Ross, Ell i Delly idziecie ze mną. Więcej nas nie potrzeba. - Uśmiechnąłem się pod nosem. Przynajmniej na jakiś czas będzie od niego oddalona. Jednak zgubiłem z pola widzenia Rossa. Po chwili jednak go zauważyłem jak rozmawia z Sel. Młody szybko się otrząsnął mimo, że to była taka "wielka miłość". Wreszcie skończyli rozmowę. - Ktoś musi pilnować Instytutu.
- Mogę to zrobić Ja, ale musi ktoś mi pomóc. - Oznajmiła Gomez.
- Dobra. Za 2 dni spodziewaj się, że przyjdzie do Ciebie Vanessa i Państwo Marano. Na razie będziesz musiała dać sobie radę sama, ale raczej nikt nie wkroczy na nasz teren. - Podsumował Rik. - To co? Zabieramy się z Magnusem? Mówił, że też się wybiera do Alicante. - Kiwnęliśmy głowami i udaliśmy się razem z Seleną do naszego Instytutu. Bane czekał tam na nas.
- Co tak długo? - Zauważyłem teraz, że czarownik ma dziwne, kocie oczy. - Hej młody nie patrz się w nie tak. - Odezwał się pewnie do mnie. - Każdy czarodziej ma w sobie coś nieludzkiego, mogą to być oczy, skrzydła, rogi. Cokolwiek.
- A Ell? Nigdy nie zauważyłem u niego czegoś dziwnego.
- Wiesz... Magnus ma kocie oczy, a ja mam czarne, tylko noszę soczewki. Poczekaj do jutra. - Oznajmił z tajemniczym uśmiechem.
- Kiedy wybierasz się do Idrisu? - Zapytał wreszcie Riker.
- Jutro, a co macie ochotę iść ze mną? - Najstarszy kiwnął głową. - Dobrze, bądźcie gotowi o 9.
____________________________
Oto taki krótki rozdział, aby tak po prostu nie wiało tu nudą :3
Aha i jeśli jeszcze ktoś nie odwiedził mojego starego bloga to ZAPRASZAM dodałam tam nowego one shota, którego jeszcze nie skończyłam :3
Co do nexta. Nie wiem kiedy się pojawi kochani, ale wiedzcie, że już wkrótce :3
- Zaraz jak to uciekł? - Zdziwił się ktoś w pewnym momencie. Spojrzałem na tą osobę, była to Selena Gomez. - Przecież to najlepiej strzeżone więzienie, stąd nie da się uciec. Jest lepiej strzeżone niż Azkaban w Harrym Potterze. - W sumie z tego co słyszałem to była racja, więc... jakim cudem ktoś stąd uciekł?
- Są czary potężniejsze od naszych i doświadczony czarodziej może oszukać nas, jednak wymaga to od niego wielkiej mocy i wielu lat treningu. - Rzekł Cichy Brat do nas.
- Czyli musimy teraz odnaleźć Kielich, albo zabezpieczyć pozostałe Dary? - Spytał Ross.
- Nie jest to, aż tak konieczne. Bez naszej interwencji Morgentsern nigdy nie dowie się gdzie jest lustro, a podejrzewam, że jemu zależy na wezwaniu Razjela, jednak nie wiem w jakim celu. - Wydedukowała Patricia.
- A co jeśli on po prostu chce udaremnić nam wezwanie Anioła? - Spytałem.
- A czemu miałby to robić? - Zdziwiła się Veronica. Riker się spiął, a ja trochę się zdenerwowałem.
- Nie wiem... nigdy nic nie wiadomo, trzeba przyjąć wszystkie scenariusze, nieprawdaż? - Powiedziałem, reszta zgodziła się ze mną.
- Dobrze. Kilku Łowców tu zostanie, a my małą grupą ruszymy do Idrisu i znajdziemy Lustro, aby móc je ukryć przed Valentinem. - Oznajmił Riker.
- Ja, Patricia i kilku innych Nefilim zostaniemy.
- Dobrze. Veronica, Rocky, Ross, Ell i Delly idziecie ze mną. Więcej nas nie potrzeba. - Uśmiechnąłem się pod nosem. Przynajmniej na jakiś czas będzie od niego oddalona. Jednak zgubiłem z pola widzenia Rossa. Po chwili jednak go zauważyłem jak rozmawia z Sel. Młody szybko się otrząsnął mimo, że to była taka "wielka miłość". Wreszcie skończyli rozmowę. - Ktoś musi pilnować Instytutu.
- Mogę to zrobić Ja, ale musi ktoś mi pomóc. - Oznajmiła Gomez.
- Dobra. Za 2 dni spodziewaj się, że przyjdzie do Ciebie Vanessa i Państwo Marano. Na razie będziesz musiała dać sobie radę sama, ale raczej nikt nie wkroczy na nasz teren. - Podsumował Rik. - To co? Zabieramy się z Magnusem? Mówił, że też się wybiera do Alicante. - Kiwnęliśmy głowami i udaliśmy się razem z Seleną do naszego Instytutu. Bane czekał tam na nas.
- Co tak długo? - Zauważyłem teraz, że czarownik ma dziwne, kocie oczy. - Hej młody nie patrz się w nie tak. - Odezwał się pewnie do mnie. - Każdy czarodziej ma w sobie coś nieludzkiego, mogą to być oczy, skrzydła, rogi. Cokolwiek.
- A Ell? Nigdy nie zauważyłem u niego czegoś dziwnego.
- Wiesz... Magnus ma kocie oczy, a ja mam czarne, tylko noszę soczewki. Poczekaj do jutra. - Oznajmił z tajemniczym uśmiechem.
- Kiedy wybierasz się do Idrisu? - Zapytał wreszcie Riker.
- Jutro, a co macie ochotę iść ze mną? - Najstarszy kiwnął głową. - Dobrze, bądźcie gotowi o 9.
____________________________
Oto taki krótki rozdział, aby tak po prostu nie wiało tu nudą :3
Aha i jeśli jeszcze ktoś nie odwiedził mojego starego bloga to ZAPRASZAM dodałam tam nowego one shota, którego jeszcze nie skończyłam :3
Co do nexta. Nie wiem kiedy się pojawi kochani, ale wiedzcie, że już wkrótce :3
Rozdział 6
Rozdział 6 "Demony..."
*Perspektywa Rikera*
Moje rodzeństwo trenowało bardzo ciężko, a Rocky nawet ciężej. Poważnie to traktował, a ja byłem mu za to wdzięczny, chociaż wszyscy robili postępy to wiedziałem, że to wciąż za mało, jednak nic im nie mówiłem, ale też nie chwaliłem za nadto. Nagle kiedy siedzieliśmy na kanapie odezwał się telefon Rossa, odebrał i poszedł do kuchni. - O co chodzi? - Zapytała Delly.
- Nie wiem. - Odparłem i po chwili blondyn już wrócił. - Co jest?
- Nic... po prostu 30 marca zaprosili nas na galę, Kids Choice Awards. - Rzekł, a ja od razu się uspokoiłem. - Zostałem nominowany do nagrody "Najlepszy aktor telewizyjny". - No tak... Austin i Ally, serial, w którym mój brat grał główną rolę, razem z nim tytułową Ally grała jakaś dziewczyna, nie pamiętałem jej imienia, wiem o niej tyle ile muszę, Ross ją lubi, ona go wspierała kiedy dziewczyna go zostawiła, dla niego było to bolesne, ale już się pozbierał. Ma za to u mnie dług,
- A który dziś jest? - Spytał Ell.
- 20 - Odpowiedziałem mu. - Ja nie wiem jak wy, ale idę spać. - Oznajmiłem i ruszyłem do mojej sypialni, usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Rocky też idzie za mną. - Chcesz czegoś braciszku? - Spytałem zmieniając kierunek wzroku znów przed siebie, chłopak nic jednak nie powiedział. Wydało mi się to dziwne, więc zobaczyłem się za siebie i ujrzałem tylko jak brunet zamachuje się nożem serafickim, potem była tylko ciemność i już po chwili się obudziłem, cały spocony i zmęczony. Ciężko oddychałem i już po chwili uświadomiłem sobie, że to był tylko sen. - Tylko sen... - Powtórzyłem do siebie i powoli znów zasnąłem, jednak po raz pierwszy bałem się iść spać... bałem się, że znów mi się przyśni, że mój własny brat chce mnie zabić.
*30 marca 2014*
Była godzina 19 i jechaliśmy właśnie na galę, wypadło akurat, że dziś nie mamy żadnych koncertów i możemy się pojawić. Byliśmy oczywiście trochę wcześniej, aby móc ogarnąć co się dzieje. - Większość z tutejszych obecnych to Nocni Łowcy. - Odezwałem się do rodzinki.
- Na przykład? - Spytał Ross.
- Selena Gomez, Harry Styles, Lea Michelle. Cory też nim był, ale umarł. - Oznajmiłem im i ruszyliśmy dalej. - Patricia Kazadi, James Maslow i wiele innych. Poszukajcie u nich znaków, tak ich rozpoznacie. Starajcie się nie gadać z Przyziemnymi. - Dotarliśmy tam gdzie musieliśmy i wtedy była już godzina 19:50, usiedliśmy na swoich miejscach. Wyjątkowo pozwoliłem pojechać Rylandowi razem z nami. Równo o 20 godzinie się zaczęło... mimo wszystko nie potrafiłem się skupić, cały czas prześladował mnie ten koszmar. Musiałem go przezwyciężyć. Zaczął się wstęp, piosenka była niezła i chociaż na te kilka minut zapomniałem o tym co wydarzyło się w nocy. Potem wszedł prowadzący i zapowiedział kto będzie wręczał nagrodę... myślami byłem zupełnie gdzie indziej, aż wreszcie usłyszałem.
- Nominowani do nagrody "Ulubiony Aktor Telewizyjny" to... - Pokazano na ekranie nominowanych.
- Jake Short. - Pokazano scenkę z serialu "Nadzdolni"... w sumie to nie słuchałem reszty kandydatów, bo dokładnie ich znałem.
- A zwycięzcą jest... Ross Lynch! - W tej chwili rozległy się brawa, a ja z Rockym wstaliśmy. Zaraz potem nasz brat podszedł do podium i odebrał nagrodę.
- Dziękuję wam. Dziękuję wszystkim fanom, którzy na mnie głosowali. Dzięki nim mogę być tu dzisiaj i cieszyć się tą nagrodą... dzięki jeszcze raz. - Puścił oczko do kamery i wrócił na miejsce przybijając piątki z fanami. - Po drodze zauważyłem coś ciekawego. - Odezwał się do mnie.
- No co? - Spytałem.
- Tutaj praktycznie wszyscy mają znaki, oprócz fanów. - Odpowiedział.
- No wiesz, większość gwiazd jest Nocnymi Łowcami.
- Ile obstawiasz, że Mark Wahlberg zostanie zaslime'owany? - Spytał Ell, Rockyego.
- 100$. On się nie da tak łatwo. - Rzekł pewien siebie i się założyli. "Dzieciaki...." - Pomyślałem i oglądałem galę dalej. Ratliff był zbyt pewny siebie...
- Rocky zamieńmy się miejscami. - Zgodził się bez problemu. - Co ty robisz idioto? - Spytałem szeptem tak, że tylko on to słyszał.
- Nic. - Powiedział pewnie, on serio jest debilem i myślał, że mnie okłamie?
- Ehe... bujać to my, ale nie nas... gadaj.
- No więc Ross mi zdradził, że Mark jest Nefilim, więc nie zdziwi się jak nagle go obleje slime...
- Nie! Ale zdziwią się wszyscy w około... Rocky nie da Ci tej kasy jak się dowie.
- Nie zależy mi na kasie. - Nigdy jeszcze nie usłyszałem w jego tonie takiej powagi jak teraz.
- No to na czym? - Tutaj się lekko spiął.
- Na tym, abym był lepszy. Mam do końca życia podpalać wam kanapę?
- Ehhh... rób co chcesz, ja nie mam siły. - Już kiedy Ratliff pstryknął palcami nad prowadzącym KCA wisiało wielkie wiadro slime'u. Właśnie na ekranie pojawił się Optimus, a Wahlberg był pod wiadrem. Ellington z uśmiechem opuścił slime na prowadzącego tą galę.
- Przydałoby się, żebyś umiał się też teleportować.
- Otwieranie bram to wyższa szkoła jazdy. - Cała sala poszła w śmiech kiedy Mark oberwał slimem. Od razu wypatrzył Ell'a i posłał mu wyzywające spojrzenie. Chciał walczyć... na żarty. Jednak nie mogli tego rozstrzygnąć, gdyż galę przerwało gardłowe wycie.
- Demony. - Powiedziałem bez zawahania i złapałem za rękojeść noża. - Nie możemy walczyć przy tych ludziach. Demony przyszły tu, aby nie dopuścić do końca gali, wątpię, aby brały jeńców czy przejmowały się tym, że zabiją jakiegoś Przyziemnego. Nakreślcie sobie znaki niewidzialności, może uda się jakoś wybrnąć bez szwanku. Poszliśmy za kulisy gdzie czekała dość spora grupa Łowców.
- Co robimy? Jak jakiś Przyziemny zginie to... jednym słowem Nefilim będą musieli uciekać z LA, albo przez jakiś czas siedzieć cicho.
- To jest proste. Po prostu nie dopuśćmy do tego, aby ludzie zginęli... włączcie alarm pożarowy czy coś. - Rzekł Maslow.
- Tym zajmę się ja. - Powiedział Ell i chwilę się skupił, wykonał jakieś ruchy rękoma i nagle spadły na nas zraszacze, oraz uruchomił się alarm.
- Wreszcie zrobiłeś coś dobrze! - Oznajmił Ross.
- Eee... tak, ale lepiej zróbcie to szybko, bo nie jestem pewny skutków ubocznych. - Uśmiechnął się niewinnie, a każdy z nas pobiegł do walki. Demonów było dość sporo, ale razem mogliśmy walczyć. Bardziej martwiłem się o moją rodzinę i nie mogłem skupić się na sobie. Bałem się też, że może jednak ten sen okaże się prawdą... jeśli tak to będę musiał być na to gotowy. Z przemyśleń wyrwał mnie ryk przeciwnika, który rzucił się na mnie. Przebiłem jego pierś nożem i potwór zniknął.
- Demony nie atakują od tak sobie takich gali! Valentine musiał to zaplanować! - Krzyknęła Patricia, a ja musiałem jej przyznać rację. Odkąd tylko Morgenstern wie, że mieszkamy w LA cały czas chce nas dopaść, ale dlaczego na gali? Dlaczego zaatakował nas wtedy, gdy jest z nami tyle Nocnych Łowców? W pewnym momencie zobaczyłem jak Pożeracz rzuca się na Rossa, przestraszyłem się i pobiegłem do niego, aby mu pomóc. Przeciąłem stworowi głowę.
- Mogłeś to zrobić gdzieś tam, to moja ulubiona koszulka! - Miał na sobie czarną z różowym napisem #SINGLE. [~od aut. - Tak tak, taka sama jaką miał w Polsce :3]
- Masz rację. Następnym razem nie zapaskudzę Ci koszulki tylko pozwolę zginąć. - Powiedziałem, pomagając mu wstać.
- Nieważne. - Rzekł i poszedł do dalszej walki... ciężko było, ale po jakimś czasie Demony się wycofały. Złożyliśmy broń.
- Co tu się cholera dzieje? - Spytał zmieszany Rocky.
- Nie mam pojęcia... ktoś musi iść do kryjówki Cichych Braci, sprawdzić to wszystko. Jestem lekko zaniepokojony tym wszystkim.
- Cisi Bracia? Ale ich kryjówka, w której trzymają Dary Anioła jest w Nowym Yorku.
- Podejrzewam, że Valentine chciał odwrócić uwagę wszystkich Nefilim w USA, a więc musi mieć silną armię z tych potworów, a cały czas jest ich więcej. Musimy natychmiast iść do Miasta Kości...
- A który dziś jest? - Spytał Ell.
- 20 - Odpowiedziałem mu. - Ja nie wiem jak wy, ale idę spać. - Oznajmiłem i ruszyłem do mojej sypialni, usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Rocky też idzie za mną. - Chcesz czegoś braciszku? - Spytałem zmieniając kierunek wzroku znów przed siebie, chłopak nic jednak nie powiedział. Wydało mi się to dziwne, więc zobaczyłem się za siebie i ujrzałem tylko jak brunet zamachuje się nożem serafickim, potem była tylko ciemność i już po chwili się obudziłem, cały spocony i zmęczony. Ciężko oddychałem i już po chwili uświadomiłem sobie, że to był tylko sen. - Tylko sen... - Powtórzyłem do siebie i powoli znów zasnąłem, jednak po raz pierwszy bałem się iść spać... bałem się, że znów mi się przyśni, że mój własny brat chce mnie zabić.
*30 marca 2014*
Była godzina 19 i jechaliśmy właśnie na galę, wypadło akurat, że dziś nie mamy żadnych koncertów i możemy się pojawić. Byliśmy oczywiście trochę wcześniej, aby móc ogarnąć co się dzieje. - Większość z tutejszych obecnych to Nocni Łowcy. - Odezwałem się do rodzinki.
- Na przykład? - Spytał Ross.
- Selena Gomez, Harry Styles, Lea Michelle. Cory też nim był, ale umarł. - Oznajmiłem im i ruszyliśmy dalej. - Patricia Kazadi, James Maslow i wiele innych. Poszukajcie u nich znaków, tak ich rozpoznacie. Starajcie się nie gadać z Przyziemnymi. - Dotarliśmy tam gdzie musieliśmy i wtedy była już godzina 19:50, usiedliśmy na swoich miejscach. Wyjątkowo pozwoliłem pojechać Rylandowi razem z nami. Równo o 20 godzinie się zaczęło... mimo wszystko nie potrafiłem się skupić, cały czas prześladował mnie ten koszmar. Musiałem go przezwyciężyć. Zaczął się wstęp, piosenka była niezła i chociaż na te kilka minut zapomniałem o tym co wydarzyło się w nocy. Potem wszedł prowadzący i zapowiedział kto będzie wręczał nagrodę... myślami byłem zupełnie gdzie indziej, aż wreszcie usłyszałem.
- Nominowani do nagrody "Ulubiony Aktor Telewizyjny" to... - Pokazano na ekranie nominowanych.
- Jake Short. - Pokazano scenkę z serialu "Nadzdolni"... w sumie to nie słuchałem reszty kandydatów, bo dokładnie ich znałem.
- A zwycięzcą jest... Ross Lynch! - W tej chwili rozległy się brawa, a ja z Rockym wstaliśmy. Zaraz potem nasz brat podszedł do podium i odebrał nagrodę.
- Dziękuję wam. Dziękuję wszystkim fanom, którzy na mnie głosowali. Dzięki nim mogę być tu dzisiaj i cieszyć się tą nagrodą... dzięki jeszcze raz. - Puścił oczko do kamery i wrócił na miejsce przybijając piątki z fanami. - Po drodze zauważyłem coś ciekawego. - Odezwał się do mnie.
- No co? - Spytałem.
- Tutaj praktycznie wszyscy mają znaki, oprócz fanów. - Odpowiedział.
- No wiesz, większość gwiazd jest Nocnymi Łowcami.
- Ile obstawiasz, że Mark Wahlberg zostanie zaslime'owany? - Spytał Ell, Rockyego.
- 100$. On się nie da tak łatwo. - Rzekł pewien siebie i się założyli. "Dzieciaki...." - Pomyślałem i oglądałem galę dalej. Ratliff był zbyt pewny siebie...
- Rocky zamieńmy się miejscami. - Zgodził się bez problemu. - Co ty robisz idioto? - Spytałem szeptem tak, że tylko on to słyszał.
- Nic. - Powiedział pewnie, on serio jest debilem i myślał, że mnie okłamie?
- Ehe... bujać to my, ale nie nas... gadaj.
- No więc Ross mi zdradził, że Mark jest Nefilim, więc nie zdziwi się jak nagle go obleje slime...
- Nie! Ale zdziwią się wszyscy w około... Rocky nie da Ci tej kasy jak się dowie.
- Nie zależy mi na kasie. - Nigdy jeszcze nie usłyszałem w jego tonie takiej powagi jak teraz.
- No to na czym? - Tutaj się lekko spiął.
- Na tym, abym był lepszy. Mam do końca życia podpalać wam kanapę?
- Ehhh... rób co chcesz, ja nie mam siły. - Już kiedy Ratliff pstryknął palcami nad prowadzącym KCA wisiało wielkie wiadro slime'u. Właśnie na ekranie pojawił się Optimus, a Wahlberg był pod wiadrem. Ellington z uśmiechem opuścił slime na prowadzącego tą galę.
- Przydałoby się, żebyś umiał się też teleportować.
- Otwieranie bram to wyższa szkoła jazdy. - Cała sala poszła w śmiech kiedy Mark oberwał slimem. Od razu wypatrzył Ell'a i posłał mu wyzywające spojrzenie. Chciał walczyć... na żarty. Jednak nie mogli tego rozstrzygnąć, gdyż galę przerwało gardłowe wycie.
- Demony. - Powiedziałem bez zawahania i złapałem za rękojeść noża. - Nie możemy walczyć przy tych ludziach. Demony przyszły tu, aby nie dopuścić do końca gali, wątpię, aby brały jeńców czy przejmowały się tym, że zabiją jakiegoś Przyziemnego. Nakreślcie sobie znaki niewidzialności, może uda się jakoś wybrnąć bez szwanku. Poszliśmy za kulisy gdzie czekała dość spora grupa Łowców.
- Co robimy? Jak jakiś Przyziemny zginie to... jednym słowem Nefilim będą musieli uciekać z LA, albo przez jakiś czas siedzieć cicho.
- To jest proste. Po prostu nie dopuśćmy do tego, aby ludzie zginęli... włączcie alarm pożarowy czy coś. - Rzekł Maslow.
- Tym zajmę się ja. - Powiedział Ell i chwilę się skupił, wykonał jakieś ruchy rękoma i nagle spadły na nas zraszacze, oraz uruchomił się alarm.
- Wreszcie zrobiłeś coś dobrze! - Oznajmił Ross.
- Eee... tak, ale lepiej zróbcie to szybko, bo nie jestem pewny skutków ubocznych. - Uśmiechnął się niewinnie, a każdy z nas pobiegł do walki. Demonów było dość sporo, ale razem mogliśmy walczyć. Bardziej martwiłem się o moją rodzinę i nie mogłem skupić się na sobie. Bałem się też, że może jednak ten sen okaże się prawdą... jeśli tak to będę musiał być na to gotowy. Z przemyśleń wyrwał mnie ryk przeciwnika, który rzucił się na mnie. Przebiłem jego pierś nożem i potwór zniknął.
- Demony nie atakują od tak sobie takich gali! Valentine musiał to zaplanować! - Krzyknęła Patricia, a ja musiałem jej przyznać rację. Odkąd tylko Morgenstern wie, że mieszkamy w LA cały czas chce nas dopaść, ale dlaczego na gali? Dlaczego zaatakował nas wtedy, gdy jest z nami tyle Nocnych Łowców? W pewnym momencie zobaczyłem jak Pożeracz rzuca się na Rossa, przestraszyłem się i pobiegłem do niego, aby mu pomóc. Przeciąłem stworowi głowę.
- Mogłeś to zrobić gdzieś tam, to moja ulubiona koszulka! - Miał na sobie czarną z różowym napisem #SINGLE. [~od aut. - Tak tak, taka sama jaką miał w Polsce :3]
- Masz rację. Następnym razem nie zapaskudzę Ci koszulki tylko pozwolę zginąć. - Powiedziałem, pomagając mu wstać.
- Nieważne. - Rzekł i poszedł do dalszej walki... ciężko było, ale po jakimś czasie Demony się wycofały. Złożyliśmy broń.
- Co tu się cholera dzieje? - Spytał zmieszany Rocky.
- Nie mam pojęcia... ktoś musi iść do kryjówki Cichych Braci, sprawdzić to wszystko. Jestem lekko zaniepokojony tym wszystkim.
- Cisi Bracia? Ale ich kryjówka, w której trzymają Dary Anioła jest w Nowym Yorku.
- Podejrzewam, że Valentine chciał odwrócić uwagę wszystkich Nefilim w USA, a więc musi mieć silną armię z tych potworów, a cały czas jest ich więcej. Musimy natychmiast iść do Miasta Kości...
czwartek, 22 maja 2014
Rozdział 5
Rozdział 5 "...Lepiej idź spać, jutro o 6 wstajecie"
*Perspektywa Rikera*
- No pięknie! Nie ma mnie kilka godzin, a ty już z moją uczennicą się miziasz!? - Wrzasnąłem, para jak na zawołanie odkleiła się od siebie, Ross i Delly zaśmiali się delikatnie, a Rocky aż poczerwieniał ze złości, za to Veronica była czerwona ze wstydu. - Noah ty lepiej idź, pokaż gościom ich pokoje. - Odparłem sucho, a chłopak wykonał moje polecenie, w chwili kiedy nie było taty w Instytucie to ja tu dowodziłem, a on właśnie wnosił nasze bagaże. Moja uczennica patrzyła na mnie jak pies, którego właśnie wyrzucono z domu. - Nie gap się tak. Nic Ci przecież nie zrobię. - Powiedziałem spokojnie, ale jej mina wyrażała skruchę.
- Przepraszam. - Rzekła cicho, a ja się zaśmiałem. - Trochę się zapomnieliśmy.
- Widziałem. - Spojrzałem na nią z rozbawieniem. - Tylko wasze spotykanie się nie ma zniszczyć twojego harmonogramu jasne? Najpierw trening potem randki. - Kiwnęła twierdząco głową i udała się do siebie, a ja ruszyłem w stronę pokoju mojego młodszego rodzeństwa. Po drodze spotkałem przerażonego Noah'a. - Co się stało? - Zapytałem zdziwiony.
- Ja się go boję... - Odparł tylko i odszedł, podejrzewam, że zapoznał się już z gniewem zauroczonego Rocky'ego. Wszedłem do pokoju bruneta, a tam nerwowo porozrzucane ciuchy, tylko futerał od gitary starannie ułożony, a sam instrument był w rękach mojego brata, grał na nim delikatnie, ale wyrażał wszystkie swoje uczucia, emocje. Całą złość wyrzucił na piosenkę, nie śpiewał nic, ale grał melodię, była ona dobra... agresywna, ale nie zbyt. W końcu mój młodszy braciszek przestał grać i spojrzał na mnie.
- Akurat mnie naszła wena.
- Co zrobiłeś Noah'owi? Nie widziałem go tak wystraszonego od... 3 lat. - Stwierdziłem.
- Tylko bardzo dosadnie powiedziałem mu, że jak tylko pomyśli o tym żeby ją skrzywdzić to dowie się jak to jest wąchać kwiatki od spodu. - Zaśmiałem się lekko.
- Zwykle to była moja robota. - Westchnąłem. - Odebrałeś mi całą frajdę z tego życia... kogo ja mam teraz męczyć? - Udałem smutnego. - A tak na poważnie... lepiej idź spać, jutro o 6 wstajecie. - Odparłem całkiem poważnie.
- Jak to o 6? - Zdziwił się.
- A ty myślałeś, że co? Że urodziłem się taki wyszkolony? Veronica pół roku tak ze mną trenuje, idzie się przyzwyczaić. - Oznajmiłem i wyszedłem od niego z pokoju, wpadłem poinformować resztę rodzeństwa o, której mają pobudkę i ruszyłem do siebie.
Wstałem o godzinie 5:30 i od razu poszedłem się umyć, zajęło mi to niecałe 10 minut, po chwili byłem już na śniadaniu. Wkrótce wybiła godzina 6, wstałem od stołu i ruszyłem do sypialni moich braci, towarzyszył mi Noah.
- Ja... ja idę tam. - Pokazał najdalszy pokój od Rocky'ego, zaśmiałem się lekko i wszedłem do mojego młodszego brata, który jeszcze spał. Wziąłem jego gitarę, podłączyłem mini wzmacniacz, który wziął ze sobą i wyszedłem na korytarz, podkręciłem urządzenie na maxa i zacząłem grać melodię do Loud... przy tym to nawet Cassandra by się obudziła, ale ona już o 4 wyszła z Instytutu. Moje rodzeństwo wybiegło przerażone.
- Kurwa Riker! - Wrzasnął Ross.
- Miło, że wstaliście, póki nie przestawicie sobie zegarów biologicznych spodziewajcie się takich pobudek. - Mówiłem śmiertelnie poważnie i ruszyłem do sali treningowej.
- A gdzie Veronica? - Spytał Rocky.
- Ona... powinna już tu być. - Wkurzyłem się lekko, a zaraz w drzwiach pojawiła się dziewczyna z głupawym uśmieszkiem. - Witam śpiącą królewnę.
- Nie spałam... twoja gitara mnie obudziła, po prostu się szykowałam. - Rzekła, a ja przewróciłem oczami.
- Zaczynamy od teorii... - Tak oto minął nam cały dzionek na powtarzaniu banalnych pojęć i uczeniu się nowych technik, tata i moja uczennica mi pomagali, ale to i tak wolno szło. - Jeszcze raz wam powtarzam: Nie każdy demon umrze od przecięcia go, są też silniejsze demony, którym odetniesz łeb, a te dalej mogą walczyć. - Tłumaczyłem to Rocky'emu 10 minut.
- To jak je zabić?
- Tnij, aż nie zniknie... proste? Proste, więc wracamy do roboty! - Oznajmiłem i znów zaczęliśmy trening... skonani około godziny 22 wróciliśmy do łóżek, Rocky przyszedł na chwilę do mnie. - Ile można się uczyć podstaw? W takim tempie zanim dorównasz Veronice miną 2 lata. - Odparłem i opadłem na łoże, jedyne o czym marzyłem to, aby zasnąć.
- Wiesz może ile Noah i Vera się spotykają? - Spojrzałem na niego.
- Około miesiąca, a co? - Nic już nie odpowiedział tylko bez słowa wyszedł z pokoju, a ja natychmiast odpłynąłem do krainy morfeusza.
- Akurat mnie naszła wena.
- Co zrobiłeś Noah'owi? Nie widziałem go tak wystraszonego od... 3 lat. - Stwierdziłem.
- Tylko bardzo dosadnie powiedziałem mu, że jak tylko pomyśli o tym żeby ją skrzywdzić to dowie się jak to jest wąchać kwiatki od spodu. - Zaśmiałem się lekko.
- Zwykle to była moja robota. - Westchnąłem. - Odebrałeś mi całą frajdę z tego życia... kogo ja mam teraz męczyć? - Udałem smutnego. - A tak na poważnie... lepiej idź spać, jutro o 6 wstajecie. - Odparłem całkiem poważnie.
- Jak to o 6? - Zdziwił się.
- A ty myślałeś, że co? Że urodziłem się taki wyszkolony? Veronica pół roku tak ze mną trenuje, idzie się przyzwyczaić. - Oznajmiłem i wyszedłem od niego z pokoju, wpadłem poinformować resztę rodzeństwa o, której mają pobudkę i ruszyłem do siebie.
Wstałem o godzinie 5:30 i od razu poszedłem się umyć, zajęło mi to niecałe 10 minut, po chwili byłem już na śniadaniu. Wkrótce wybiła godzina 6, wstałem od stołu i ruszyłem do sypialni moich braci, towarzyszył mi Noah.
- Ja... ja idę tam. - Pokazał najdalszy pokój od Rocky'ego, zaśmiałem się lekko i wszedłem do mojego młodszego brata, który jeszcze spał. Wziąłem jego gitarę, podłączyłem mini wzmacniacz, który wziął ze sobą i wyszedłem na korytarz, podkręciłem urządzenie na maxa i zacząłem grać melodię do Loud... przy tym to nawet Cassandra by się obudziła, ale ona już o 4 wyszła z Instytutu. Moje rodzeństwo wybiegło przerażone.
- Kurwa Riker! - Wrzasnął Ross.
- Miło, że wstaliście, póki nie przestawicie sobie zegarów biologicznych spodziewajcie się takich pobudek. - Mówiłem śmiertelnie poważnie i ruszyłem do sali treningowej.
- A gdzie Veronica? - Spytał Rocky.
- Ona... powinna już tu być. - Wkurzyłem się lekko, a zaraz w drzwiach pojawiła się dziewczyna z głupawym uśmieszkiem. - Witam śpiącą królewnę.
- Nie spałam... twoja gitara mnie obudziła, po prostu się szykowałam. - Rzekła, a ja przewróciłem oczami.
- Zaczynamy od teorii... - Tak oto minął nam cały dzionek na powtarzaniu banalnych pojęć i uczeniu się nowych technik, tata i moja uczennica mi pomagali, ale to i tak wolno szło. - Jeszcze raz wam powtarzam: Nie każdy demon umrze od przecięcia go, są też silniejsze demony, którym odetniesz łeb, a te dalej mogą walczyć. - Tłumaczyłem to Rocky'emu 10 minut.
- To jak je zabić?
- Tnij, aż nie zniknie... proste? Proste, więc wracamy do roboty! - Oznajmiłem i znów zaczęliśmy trening... skonani około godziny 22 wróciliśmy do łóżek, Rocky przyszedł na chwilę do mnie. - Ile można się uczyć podstaw? W takim tempie zanim dorównasz Veronice miną 2 lata. - Odparłem i opadłem na łoże, jedyne o czym marzyłem to, aby zasnąć.
- Wiesz może ile Noah i Vera się spotykają? - Spojrzałem na niego.
- Około miesiąca, a co? - Nic już nie odpowiedział tylko bez słowa wyszedł z pokoju, a ja natychmiast odpłynąłem do krainy morfeusza.
środa, 14 maja 2014
Badum tssss...
Uwaga xd mam dobrą i złą wiadomość:
Ta dobra to taka, że chwilowo mam komputer! Jupi ja hey! xD
A ta zła to taka, że jestem na łasce brata, więc nwm kiedy rozdział, muszę jeszcze skończyć 6 pisać i zacząć 7, a to nie jest proste bo jutro [tj. 15.05] mam test z angola i nwm jak mi pójdzie, te nerwy mnie zeżrą ;-;
Rozdziału spodziewajcie się w poniedziałek-środę coś takiego, a jak nie to nie wiem, bo musiałabym skoczyć do siostry i go dodać... tak więc... do napisania kochani :3 <3 :* kocham was za to, że jesteście mimo wszystko i że mi pomagacie ciągnąć to opowiadanie. Dzięki wam tu jestem, czy komentujecie czy nie! <3 a teraz lecę spać branoc kochani!!
Ta dobra to taka, że chwilowo mam komputer! Jupi ja hey! xD
A ta zła to taka, że jestem na łasce brata, więc nwm kiedy rozdział, muszę jeszcze skończyć 6 pisać i zacząć 7, a to nie jest proste bo jutro [tj. 15.05] mam test z angola i nwm jak mi pójdzie, te nerwy mnie zeżrą ;-;
Rozdziału spodziewajcie się w poniedziałek-środę coś takiego, a jak nie to nie wiem, bo musiałabym skoczyć do siostry i go dodać... tak więc... do napisania kochani :3 <3 :* kocham was za to, że jesteście mimo wszystko i że mi pomagacie ciągnąć to opowiadanie. Dzięki wam tu jestem, czy komentujecie czy nie! <3 a teraz lecę spać branoc kochani!!
sobota, 10 maja 2014
Rozdział 4
Rozdział 4 "Przysięgam na Anioła"
*Perspektywa Rocky'ego*
Szedłem korytarzem Instytutu, szukając taty, zauważyłem go przed drzwiami do pomieszczenia, w którym znalazłem Rikera. Rozmawiał z Veronicą i jakimś chłopakiem, podszedłem do nich i stanąłem obok ojca.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - Powiedział Mark.
- O co chodzi? - Zapytałem zdezorientowany.
- Nie twój interes. - Rzekł wkurzony Riker, mało co mnie wzrokiem nie zabił.
- Veronica chce, abyśmy wszyscy przenieśli się tutaj... pewien zły człowiek znalazł nasze miejsce zamieszkania i doszukuje się Kielicha.
- To jest najbezpieczniejsze miejsce. - Odparł szatyn, spojrzałem na niego z przymrużonymi oczami. - Jestem Noah. - Powiedział z uśmiechem.
- Rocky. - Podaliśmy sobie dłonie. - Czemu niby Riker się nie zgadza?
- Bo komuś to obiecałem i obietnicy zamierzam dotrzymać. - Zapewnił szorstko, po raz pierwszy widziałem, jakby tak bronił swojego zdania... w ten sposób.
- Obiecałeś też chronić naszą rodzinę, a z tego co widziałem to nasz dom nie jest najbezpieczniejszy. - Uświadomiłem mu.
- Jak nie będziesz się wpierdalać gdzie nie trzeba to będzie bezpiecznie. - Odgryzł się. - Mam to gdzieś! Ja się nie zgadzam, nie możemy ich tu przenieść, znając życie Ell zamieni Rossa w syrenę. - Mruknął.
- No błagam! Popełnij jeden jedyny błąd i będą Ci to wypominać do końca życia! - Odparł brunet, jego głos wydobył się zza Rikera.
- A żebyś wiedział. - Blondyn trochę rozpromieniał. - Nie wiemy nawet co na to mama.
- To chodźmy do domu i się spytajmy. - Powiedział spokojnie tata. - Noah, Veronica. Macie tu zostać, pilnujcie Instytutu, jeśli uda nam się przekonać Stormie to będziemy potrzebować siedmiu pokoi. - Kiwnęli głową i ruszyli przed siebie.
- Dalej nie uważam tego za dobry pomysł. - Powiedział Rik pod nosem, o rany! Co on taki uparty! My chyba mamy to po mamie...
Do domu doszliśmy w jakieś 30 minut, nie śpieszyło się nam... dobrze, że Ci bandyci nic nie zniszczyli. - Nareszcie jesteście! - Krzyknęła mama i wtuliła się w ojca. - Gdzieście byli? Wszystko w porządku?
- Teraz już tak... Skarbie... musimy porozmawiać i to poważnie. - Odeszli na stronę, a ja siedziałem na kanapie w salonie i grałem w Flappy Birds. Nagle przyszło tu moje rodzeństwo, a Ratliff dopiero co do domu wszedł.
- Gdzie byliście? - Spytała Delly, spojrzałem na Rikera, a ten westchnął.
- Może niedługo się dowiecie... - Odparł tylko i opadł na kanapę, Rydel siedziała cicho przez jakieś 5 minut i wrócili do nas rodzice. - I co postanowiliście? - Zapytał najstarszy.
- Mama się zgodziła... - Odparł Mark, ucieszyłem się w duchu, może teraz pozwolą mi trenować.
- Zaraz! Na co się zgodziła?! - Zdziwił się Ross.
- Ja to pierdolę! Ja już tego nie tłumaczę! Ell... ty jesteś specjalistą w tych sprawach...
- Odwal ty się ode mnie, raz mi coś nie wyjdzie i mi spokoju nie dasz?
- Ale to zupełnie inna sytuacja! Pomieszałeś Noah'owi wspomnienia... - Zaśmiał się.
- Oj siedź cicho... - Brunet wszystko im wyjaśnił, ja nie zareagowałem, a Ross i moja siostra słuchali z otwartymi buziami. - No i na tym kończy się ta niesamowita historia! - Zakończył wywód wypuszczając iskierki z palców, cóż... a jak to u Ellingtona podpalił skrawek sofy. - No się wkurwię! - Wykrzyczał i zgasił to jakby wzrokiem. - Dobry ogień. - Zaśmialiśmy się z zaistniałej sytuacji, ciekawym było to, że po płomieniu nie zostało śladu.
- Czekaj, co? - Zapytał młodszy blondyn. - My należymy do jakiejś kasty Nocnych Łowców, a ty jesteś w połowie Demonem? - Przetwarzał info... - Przyjaźnię się z Demonem?
- Jak widać. Zrozumieliście wszystko? No to pakować manatki i idziemy do Instytutu zanim Ci uprzejmi panowie znów tu wrócą, a wy nie jesteście gotowi na walkę. - Rzekł Riker i udał się do siebie, ja zrobiłem to samo. Po kilku godzinach byłem gotowy. Zabrałem ze sobą walizkę ciuchów i oczywiście moją ukochaną, zieloną gitarę, bez niej nie ruszałem się z domu. Postanowiłem iść pogadać z najstarszym bratem, wszedłem więc do jego pokoju i zastałem totalny burdel.
- Rik... a co z naszym zespołem? Skoro nie jesteśmy bezpieczni jak ty chcesz grać koncerty? Najpierw Loud, a potem przerwa na walkę z Demonami Valentine'a? - Zapytałem, chyba nawet on sam zaczął się nad tym zastanawiać.
- Wymyślę coś, dam sobie radę.
- Nie. - Odparłem stanowczo. - MY sobie damy radę. - Podkreśliłem słowo "my" ponieważ chciałem zauważyć, że on nie jest z tym sam, ma rodzinę i przyjaciół. Na te słowa blondyn uśmiechnął się delikatnie, ja to odwzajemniłem. - Pomóc Ci? - Kiwnął głową, pierwsze co zapakowałem to jego gitarę, muzyka była dla nas wszystkim i nigdy nie zamierzaliśmy tego przerywać, zwłaszcza że ostatnio nasz zespół zyskał na popularności. Po kilku kolejnych godzinach byliśmy gotowi i trochę późną nocą mogliśmy ruszać.
- Poczekajcie chwilę. - Rzekł Mark i zszedł po coś do piwnicy, zdziwiliśmy się, ale czekaliśmy na niego. Po chwili wrócił z jakimiś kijkami w ręku i mieczami w drugiej dłoni. - To... - Pokazał lewą rękę z tym czymś. - ...są stele, służą do nakreślania znaków dla Nocnego Łowcy, dzięki niemu jest jeszcze potężniejszy w walce. A to są bronie, serafickie noże. Po wymówieniu odpowiedniego imienia pojawia się poświata i broń jest skuteczna w walce z demonami, jeden przeszywający cios i stwór znika. - Powiedział i dał mi jedną "stelę" oraz nóż. - Na razie ja i Riker nakreślimy wam znaki, w Instytucie przejdziecie gruntowny trening i sami nauczycie się to robić. - Powiedział i przyłożył patyk do mojej ręki, przyrząd zaświecił się na jasny zielony i zapiekł mnie w skórę, syknąłem cicho, ale zignorowałem ból. To coś kreśliło grube kreski na mojej ręce. Przyjrzałem się rysunkowi, były to różne kreski tworzące jedność, a jednak dało się z tego wszystko wyczytać. To samo robił Rik na ręku Rossa, a potem Delly, ojciec narysował mi jeszcze dwa inne znaki.
- Dzięki temu nikt niewtajemniczony nas nie zobaczy, a teraz... ruszać się! - Rzekł i całą ekipą ruszyliśmy w stronę miejsca naszego nowego zamieszkania. Szedłem obok Rikera, to była dobra okazja, aby z nim pogadać.
- Nie podoba mi się to. - Zaczął rozmowę.
- Wiem Riker, że chcesz nas chronić, ale szkoląc nas i wtajemniczając w to wszystko sprawiasz, że będziemy lepiej przygotowani.
- Wolałem was chronić w tajemnicy kiedy nie musiałem wam się spowiadać ze wszystkiego co robię. Do tego Ryland... będzie się musiał do was przyzwyczaić.
- Młody to jakoś przeżyje, ale... ty musisz wreszcie sobie uświadomić, że my jesteśmy dorośli. Damy sobie radę. - Poklepałem go lekko po ramieniu.
- Właśnie ja się boję, że nie dacie sobie rady. Boję się, że popełnicie jakiś błąd, albo gorzej... ja popełnię i przez to zapłacicie życiem. - Milczałem, nie wiedziałem co odpowiedzieć. - Rocky... masz mi obiecać jedno. Nie ważne jak bardzo sytuacja się zmieni, jak potężni będziecie, co się będzie ze mną działo jak każę wam uciekać, albo się schować, macie wykonać polecenie. - Spojrzałem mu w oczy, było w nich widać desperację.
- Przysięgam... na Anioła. - Odparłem pewnie, a ten jakby się rozluźnił.
- Ale ty wiesz, że takiej przysięgi nie można złamać prawda? - Upewnił się.
- Wiem... jestem pewny tego co mówię. - Uśmiechnął się do mnie i już wkrótce doszliśmy, po przejściu przez bramę powitali nas Noah i Veronica, ale w dość niecodzienny sposób, cóż oni stali przy wejściu i...
Subskrybuj:
Posty (Atom)