sobota, 24 maja 2014

Rozdział 6

Rozdział 6 "Demony..."

*Perspektywa Rikera*
Moje rodzeństwo trenowało bardzo ciężko, a Rocky nawet ciężej. Poważnie to traktował, a ja byłem mu za to wdzięczny, chociaż wszyscy robili postępy to wiedziałem, że to wciąż za mało, jednak nic im nie mówiłem, ale też nie chwaliłem za nadto. Nagle kiedy siedzieliśmy na kanapie odezwał się telefon Rossa, odebrał i poszedł do kuchni. - O co chodzi? - Zapytała Delly.
- Nie wiem. - Odparłem i po chwili blondyn już wrócił. - Co jest?
- Nic... po prostu 30 marca zaprosili nas na galę, Kids Choice Awards. - Rzekł, a ja od razu się uspokoiłem. - Zostałem nominowany do nagrody "Najlepszy aktor telewizyjny". - No tak... Austin i Ally, serial, w którym mój brat grał główną rolę, razem z nim tytułową Ally grała jakaś dziewczyna, nie pamiętałem jej imienia, wiem o niej tyle ile muszę, Ross ją lubi, ona go wspierała kiedy dziewczyna go zostawiła, dla niego było to bolesne, ale już się pozbierał. Ma za to u mnie dług,
- A który dziś jest? - Spytał Ell.
- 20 - Odpowiedziałem mu. - Ja nie wiem jak wy, ale idę spać. - Oznajmiłem i ruszyłem do mojej sypialni, usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Rocky też idzie za mną. - Chcesz czegoś braciszku? - Spytałem zmieniając kierunek wzroku znów przed siebie, chłopak nic jednak nie powiedział. Wydało mi się to dziwne, więc zobaczyłem się za siebie i ujrzałem tylko jak brunet zamachuje się nożem serafickim, potem była tylko ciemność i już po chwili się obudziłem, cały spocony i zmęczony. Ciężko oddychałem i już po chwili uświadomiłem sobie, że to był tylko sen. - Tylko sen... - Powtórzyłem do siebie i powoli znów zasnąłem, jednak po raz pierwszy bałem się iść spać... bałem się, że znów mi się przyśni, że mój własny brat chce mnie zabić.

*30 marca 2014*
Była godzina 19 i jechaliśmy właśnie na galę, wypadło akurat, że dziś nie mamy żadnych koncertów i możemy się pojawić. Byliśmy oczywiście trochę wcześniej, aby móc ogarnąć co się dzieje. - Większość z tutejszych obecnych to Nocni Łowcy. - Odezwałem się do rodzinki.
- Na przykład? - Spytał Ross.
- Selena Gomez, Harry Styles, Lea Michelle. Cory też nim był, ale umarł. - Oznajmiłem im i ruszyliśmy dalej. - Patricia Kazadi, James Maslow i wiele innych. Poszukajcie u nich znaków, tak ich rozpoznacie. Starajcie się nie gadać z Przyziemnymi. - Dotarliśmy tam gdzie musieliśmy i wtedy była już godzina 19:50, usiedliśmy na swoich miejscach. Wyjątkowo pozwoliłem pojechać Rylandowi razem z nami. Równo o 20 godzinie się zaczęło... mimo wszystko nie potrafiłem się skupić, cały czas prześladował mnie ten koszmar. Musiałem go przezwyciężyć. Zaczął się wstęp, piosenka była niezła i chociaż na te kilka minut zapomniałem o tym co wydarzyło się w nocy. Potem wszedł prowadzący i zapowiedział kto będzie wręczał nagrodę... myślami byłem zupełnie gdzie indziej, aż wreszcie usłyszałem.
- Nominowani do nagrody "Ulubiony Aktor Telewizyjny" to... - Pokazano na ekranie nominowanych.
- Jake Short. - Pokazano scenkę z serialu "Nadzdolni"... w sumie to nie słuchałem reszty kandydatów, bo dokładnie ich znałem.
- A zwycięzcą jest... Ross Lynch! - W tej chwili rozległy się brawa, a ja z Rockym wstaliśmy. Zaraz potem nasz brat podszedł do podium i odebrał nagrodę.
- Dziękuję wam. Dziękuję wszystkim fanom, którzy na mnie głosowali. Dzięki nim mogę być tu dzisiaj i cieszyć się tą nagrodą... dzięki jeszcze raz. - Puścił oczko do kamery i wrócił na miejsce przybijając piątki z fanami. - Po drodze zauważyłem coś ciekawego. - Odezwał się do mnie.
- No co? - Spytałem.
- Tutaj praktycznie wszyscy mają znaki, oprócz fanów. - Odpowiedział.
- No wiesz, większość gwiazd jest Nocnymi Łowcami.
- Ile obstawiasz, że Mark Wahlberg zostanie zaslime'owany? - Spytał Ell, Rockyego.
- 100$. On się nie da tak łatwo. - Rzekł pewien siebie i się założyli. "Dzieciaki...." - Pomyślałem i oglądałem galę dalej. Ratliff był zbyt pewny siebie...
- Rocky zamieńmy się miejscami. - Zgodził się bez problemu. - Co ty robisz idioto? - Spytałem szeptem tak, że tylko on to słyszał.
- Nic. - Powiedział pewnie, on serio jest debilem i myślał, że mnie okłamie?
- Ehe... bujać to my, ale nie nas... gadaj.
- No więc Ross mi zdradził, że Mark jest Nefilim, więc nie zdziwi się jak nagle go obleje slime...
- Nie! Ale zdziwią się wszyscy w około... Rocky nie da Ci tej kasy jak się dowie.
- Nie zależy mi na kasie. - Nigdy jeszcze nie usłyszałem w jego tonie takiej powagi jak teraz.
- No to na czym? - Tutaj się lekko spiął.
- Na tym, abym był lepszy. Mam do końca życia podpalać wam kanapę?
- Ehhh... rób co chcesz, ja nie mam siły. - Już kiedy Ratliff pstryknął palcami nad prowadzącym KCA wisiało wielkie wiadro slime'u. Właśnie na ekranie pojawił się Optimus, a Wahlberg był pod wiadrem. Ellington z uśmiechem opuścił slime na prowadzącego tą galę.
- Przydałoby się, żebyś umiał się też teleportować.
- Otwieranie bram to wyższa szkoła jazdy. - Cała sala poszła w śmiech kiedy Mark oberwał slimem. Od razu wypatrzył Ell'a i posłał mu wyzywające spojrzenie. Chciał walczyć... na żarty. Jednak nie mogli tego rozstrzygnąć, gdyż galę przerwało gardłowe wycie.
- Demony. - Powiedziałem bez zawahania i złapałem za rękojeść noża. - Nie możemy walczyć przy tych ludziach. Demony przyszły tu, aby nie dopuścić do końca gali, wątpię, aby brały jeńców czy przejmowały się tym, że zabiją jakiegoś Przyziemnego. Nakreślcie sobie znaki niewidzialności, może uda się jakoś wybrnąć bez szwanku. Poszliśmy za kulisy gdzie czekała dość spora grupa Łowców.
- Co robimy? Jak jakiś Przyziemny zginie to... jednym słowem Nefilim będą musieli uciekać z LA, albo przez jakiś czas siedzieć cicho.
- To jest proste. Po prostu nie dopuśćmy do tego, aby ludzie zginęli... włączcie alarm pożarowy czy coś. - Rzekł Maslow.
- Tym zajmę się ja. - Powiedział Ell i chwilę się skupił, wykonał jakieś ruchy rękoma i nagle spadły na nas zraszacze, oraz uruchomił się alarm.
- Wreszcie zrobiłeś coś dobrze! - Oznajmił Ross.
- Eee... tak, ale lepiej zróbcie to szybko, bo nie jestem pewny skutków ubocznych. - Uśmiechnął się niewinnie, a każdy z nas pobiegł do walki. Demonów było dość sporo, ale razem mogliśmy walczyć. Bardziej martwiłem się o moją rodzinę i nie mogłem skupić się na sobie. Bałem się też, że może jednak ten sen okaże się prawdą... jeśli tak to będę musiał być na to gotowy. Z przemyśleń wyrwał mnie ryk przeciwnika, który rzucił się na mnie. Przebiłem jego pierś nożem i potwór zniknął.
- Demony nie atakują od tak sobie takich gali! Valentine musiał to zaplanować! - Krzyknęła Patricia, a ja musiałem jej przyznać rację. Odkąd tylko Morgenstern wie, że mieszkamy w LA cały czas chce nas dopaść, ale dlaczego na gali? Dlaczego zaatakował nas wtedy, gdy jest z nami tyle Nocnych Łowców? W pewnym momencie zobaczyłem jak Pożeracz rzuca się na Rossa, przestraszyłem się i pobiegłem do niego, aby mu pomóc. Przeciąłem stworowi głowę.
- Mogłeś to zrobić gdzieś tam, to moja ulubiona koszulka! - Miał na sobie czarną z różowym napisem #SINGLE. [~od aut. - Tak tak, taka sama jaką miał w Polsce :3]
- Masz rację. Następnym razem nie zapaskudzę Ci koszulki tylko pozwolę zginąć. - Powiedziałem, pomagając mu wstać.
- Nieważne. - Rzekł i poszedł do dalszej walki... ciężko było, ale po jakimś czasie Demony się wycofały. Złożyliśmy broń.
- Co tu się cholera dzieje? - Spytał zmieszany Rocky.
- Nie mam pojęcia... ktoś musi iść do kryjówki Cichych Braci, sprawdzić to wszystko. Jestem lekko zaniepokojony tym wszystkim.
- Cisi Bracia? Ale ich kryjówka, w której trzymają Dary Anioła jest w Nowym Yorku.
- Podejrzewam, że Valentine chciał odwrócić uwagę wszystkich Nefilim w USA, a więc musi mieć silną armię z tych potworów, a cały czas jest ich więcej. Musimy natychmiast iść do Miasta Kości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz