sobota, 24 maja 2014

Rozdział 7

Rozdział 7 "Witaj w Mieście Kości"


*Perspektywa Rocky'ego*
Poszliśmy do Instytutu razem z resztą Nefilim obecnych na KCA. Całą grupą postanowiliśmy wejść do Miasta Kości, aby móc się bronić na wszelki wypadek. Poszliśmy do biblioteki gdzie znajdowało się coś co oni nazywali Bramą... - Po prostu pomyślcie gdzie chcecie się znaleźć i tyle. Pamiętajcie, aby myśleć tylko o tym miejscu. Nie możecie być rozproszeni jasne? No to krótki trening mamy za nami. Patricia, James, możecie iść pierwsi? - Kiwnęli głowami i ruszyli powoli w wodnistą przestrzeń, potem wszedł Ell, następnie Delly, Ross i przyszła moja kolej. - Hej... wszystko będzie dobrze. - Rzekł Rik, chyba zauważył, że się denerwuję. Uśmiechnąłem się tylko do niego i skupiłem się na wejściu do Miasta Kości i wszedłem... Czułem dziwne mrowienie na całym ciele, czułem się po prostu... dziwnie, nie do opisania, inaczej. Jakbym nie był sobą, jakbym opuścił moje ciało. Po chwili jednak znalazłem się przed wejściem na cmentarz, czekali tam na mnie wszyscy już, a w pewnym momencie pojawił się Riker, a potem reszta. Zauważyłem drugą Bramę w murze, która zniknęła po chwili. Starszy blondyn otworzył wejście i weszliśmy. Czekaliśmy chwilę przed kurhanem i w końcu pojawił się ktoś z zaszytymi ustami, w kapturze. - Witajcie. - Powiedział do nas, ale... w myślach. - Zapraszam was do naszej siedziby. - Oznajmił i wszedł do tego budynku, a reszta za nim, ja również, schodziliśmy po schodach i w pewnym momencie Ross się potknął.
- Cicho. - Rzekła Patricia. - Obudzisz zmarłych. - Oznajmiła, a blondyn się przeraził. W końcu doszliśmy do korytarza i idąc nim trochę przeszliśmy przez fragment gdzie była ogromna dziura. Zatrzymałem się na chwilę, a Riker obok mnie.
- Witaj w Mieście Kości. - Powiedział, a ja chciałem zobaczyć tam dno, jednak zamiast tego ujrzałem coś strasznego... natychmiast od tego odszedłem i wróciłem do reszty. - Legendy mówią, że gdy spojrzy się na dół widzi się swoje przeznaczenie. - Rzekł mrocznym tonem, a zaraz potem się zaśmiał. Mi nie było do śmiechu... widziałem coś potwornego, coś co nie mogło się wydarzyć. Uspokoiłem się i szedłem dalej za nimi. W końcu doszliśmy tak jakby do głównej komnaty... Na ścianie wisiał ogromny miecz, to chyba był Maellartach. - Wszystko jest w porządku? - Spytał się Riker Cichego Brata, ten chyba odpowiedział tylko jemu, bo ja nic nie usłyszałem. - A Kielich? Wiecie gdzie on jest? - Ponownie zadał pytanie.
- Gdzie jest Kielich wie tylko jedna osoba. Valentine. Dary Anioła przeniesiono tu tuż po jego zdradzie, do tej pory nie wiedział gdzie on jest, ale wykradł go. Nie wiem jak mu to się udało, musiał mieć tu szpiega. Niedawno jeden z naszych więźniów uciekł. - To chyba była najbardziej wyczerpująca wypowiedź tego Brata. Rik tylko kiwnął głową.
- Zaraz jak to uciekł? - Zdziwił się ktoś w pewnym momencie. Spojrzałem na tą osobę, była to Selena Gomez. - Przecież to najlepiej strzeżone więzienie, stąd nie da się uciec. Jest lepiej strzeżone niż Azkaban w Harrym Potterze. - W sumie z tego co słyszałem to była racja, więc... jakim cudem ktoś stąd uciekł?
- Są czary potężniejsze od naszych i doświadczony czarodziej może oszukać nas, jednak wymaga to od niego wielkiej mocy i wielu lat treningu. - Rzekł Cichy Brat do nas.
- Czyli musimy teraz odnaleźć Kielich, albo zabezpieczyć pozostałe Dary? - Spytał Ross.
- Nie jest to, aż tak konieczne. Bez naszej interwencji Morgentsern nigdy nie dowie się gdzie jest lustro, a podejrzewam, że jemu zależy na wezwaniu Razjela, jednak nie wiem w jakim celu. - Wydedukowała Patricia.
- A co jeśli on po prostu chce udaremnić nam wezwanie Anioła? - Spytałem.
- A czemu miałby to robić? - Zdziwiła się Veronica. Riker się spiął, a ja trochę się zdenerwowałem.
- Nie wiem... nigdy nic nie wiadomo, trzeba przyjąć wszystkie scenariusze, nieprawdaż? - Powiedziałem, reszta zgodziła się ze mną.
- Dobrze. Kilku Łowców tu zostanie, a my małą grupą ruszymy do Idrisu i znajdziemy Lustro, aby móc je ukryć przed Valentinem. - Oznajmił Riker.
- Ja, Patricia i kilku innych Nefilim zostaniemy.
- Dobrze. Veronica, Rocky, Ross, Ell i Delly idziecie ze mną. Więcej nas nie potrzeba. - Uśmiechnąłem się pod nosem. Przynajmniej na jakiś czas będzie od niego oddalona. Jednak zgubiłem z pola widzenia Rossa. Po chwili jednak go zauważyłem jak rozmawia z Sel. Młody szybko się otrząsnął mimo, że to była taka "wielka miłość". Wreszcie skończyli rozmowę. - Ktoś musi pilnować Instytutu.
- Mogę to zrobić Ja, ale musi ktoś mi pomóc. - Oznajmiła Gomez.
- Dobra. Za 2 dni spodziewaj się, że przyjdzie do Ciebie Vanessa i Państwo Marano. Na razie będziesz musiała dać sobie radę sama, ale raczej nikt nie wkroczy na nasz teren. - Podsumował Rik. - To co? Zabieramy się z Magnusem? Mówił, że też się wybiera do Alicante. - Kiwnęliśmy głowami i udaliśmy się razem z Seleną do naszego Instytutu. Bane czekał tam na nas.
- Co tak długo? - Zauważyłem teraz, że czarownik ma dziwne, kocie oczy. - Hej młody nie patrz się w nie tak. - Odezwał się pewnie do mnie. - Każdy czarodziej ma w sobie coś nieludzkiego, mogą to być oczy, skrzydła, rogi. Cokolwiek.
- A Ell? Nigdy nie zauważyłem u niego czegoś dziwnego.
- Wiesz... Magnus ma kocie oczy, a ja mam czarne, tylko noszę soczewki. Poczekaj do jutra. - Oznajmił z tajemniczym uśmiechem.
- Kiedy wybierasz się do Idrisu? - Zapytał wreszcie Riker.
- Jutro, a co macie ochotę iść ze mną? - Najstarszy kiwnął głową. - Dobrze, bądźcie gotowi o 9.
____________________________
Oto taki krótki rozdział, aby tak po prostu nie wiało tu nudą :3
Aha i jeśli jeszcze ktoś nie odwiedził mojego starego bloga to ZAPRASZAM dodałam tam nowego one shota, którego jeszcze nie skończyłam :3
Co do nexta. Nie wiem kiedy się pojawi kochani, ale wiedzcie, że już wkrótce :3

1 komentarz: